Obserwatorzy

środa, 1 sierpnia 2012

Bardzo Lalkowy Sierpień 1 - Kapelusz

Postanowiłam wziąć udział w projekcie Maveriki - Bardzo Lalkowym Sierpniu (więcej tu ). Co tu dużo mówić, tęsknię za Wami, za blogowaniem, ale nie mam czasu na pisanie długiego posta, lato ma wszak to do siebie, że bardzo wciąga i absorbuje :) Zatem do dzieła, dzisiejszy temat - kapelusz.

czwartek, 14 czerwca 2012

Nowości

Zapraszam do podstrony "Na sprzedaż", wrzuciłam tam kilka panienek, za jakiś czas pokażą się kolejne :)

wtorek, 12 czerwca 2012

Podróże małe i duże


Po czym poznać, że człowiek się starzeje, tudzież wkracza w inny etap życia? Po sposobie podróżowania i spędzania wakacji bądź urlopu.

We wczesnym dzieciństwie odbywało się dalekie podróże, pełne niebezpieczeństw i emocji do osiedlowego sklepiku tuż za rogiem. To nie żart, ileż nerwów kosztowało mnie rozbicie butelki ze śmietaną  (tak, tak, w zamierzchłych czasach mleko i jego przetwory sprzedawano w szklanych butelkach z aluminiowymi kapslami, a kolor i wzór na kapselku świadczył o zawartości) tuż po odejściu od kasy! Nie mówiąc już o rumieńcu wstydu, jaki wykwitł na mojej twarzy, kiedy zapomniałam przełożyć zakupy do siatki i pół drogi do domu pokonałam ze sklepowym koszykiem w łapce. W tamtych czasach na wakacje Rodzice wysyłali mnie do Dziadków. Niestety, nie na wieś, bo Babcia mieszkała dwa osiedla dalej, w tym samym mieście, całe szczęście, że chociaż w domu z ogrodem. Były to wczasy bynajmniej nie odchudzające. Kiedy pewnego razu Rodzice zostawili mnie Babci na dwa tygodnie, nie byli pewni, czy odbierają tę samą dziewczynkę, bowiem z uroczego szkieletorka z żebrami na wierzchu przeistoczyło się dziecię w małe, brązowe (to od słońca, nie od brudu) prosiątko z dwoma zawiniętymi warkoczykami po bokach. Ale u Babci przecież nie dało się nie jeść, bo raz, że jedzenie pyszne, dwa, że dostępne bez przerwy, a trzy, że Babcia była zatroskana o stan mojego zdrowia, więc co i rusz podtykała pod nos smakołyczki.

Kiedy trochę podrosłam, Rodzice zaczęli wysyłać mnie na kolonie. A tam, jak w piosence: „na kolonii życie płynie jak staremu po łysinie”, były i przyjaźnie, i wrogowie, śluby i rozwody, dobrze, że nie rodziły się dzieci, choć chrzty były, obowiązkowo! I wybory miss, i konkursy wokalne, taneczne, kąpiele w jeziorze i spacery po lesie, a nade wszystko moja ulubiona po dziś dzień zabawa w podchody. I wieczorne dyskoteki, pełne emocji i przytulańców. Tam wyszłam za mąż po raz pierwszy, nawet świadectwo ślubu dostałam. Za nic nie potrafię przypomnieć sobie imienia mojego męża. (Uświadomiłam sobie właśnie, że nie dostałam rozwodu, a że wyszłam za mąż po raz drugi, jestem bigamistką. O ja nieszczęsna, przez te kolonie pójdę siedzieć! )

Co dziwne, zazwyczaj wszystkie dziewczynki kochały się w jednym koloniście, obowiązkowo sporo starszym. Czasem obiektem uczuć bywał pan ratownik. Musiał mi zapaść głęboko w serce, bo jego imię pamiętam za to bardzo dobrze. Być może dlatego, że ratował topielice na dwóch koloniach, w których uczestniczyłam, widać wtedy był deficyt ratowników.

Z etapu kolonii i obozów prześlizgnęłam się do zagranicznych wyjazdów wypoczynkowych z koleżankami. Pieniądze na te wycieczki zbierało się przez cały rok, a i tak zazwyczaj rodzice coś musieli dołożyć. Pamiętam emocje pierwszych samotnych wyjazdów, te godziny spędzone w autokarach, te bolące plecy, gotowane jajka współpasażerów, kolejki do toalet na stacjach benzynowych oraz ulgę, kiedy autobus wreszcie przybywał do celu. A tam – hulaj dusza, piekła nie ma, za to pełno alkoholu i śniadych obcokrajowców, którzy lubili towarzystwo jasnowłosych Słowianek. Warunkiem udanego wypoczynku, choć z takich wakacji wracało się bardziej zmęczonym niż przed wyjazdem, był tani hotel w nadmorskim kurorcie, koniecznie nieopodal centrum rozrywkowego. Zamiast ciekawych obiektów architektonicznych i naturalnych zwiedzało się okoliczne plaże za dnia i knajpy nocą, a z imprez do hotelu wracało wraz z pierwszymi promieniami słońca.

Etap ten minął wraz z ukończeniem studiów i rozpoczęciem dorosłego życia na własną rękę. Na urlopy od jakiegoś czasu wybieram niewielkie hotele na skraju miejscowości, z dala od hałasu centrum i dyskotekowego gwaru. Szczegółowo studiuję przewodniki, poszukując atrakcji w postaci zabytków, ciekawych miejsc i wydarzeń kulturalnych. Rozkoszuję się smakami i aromatami lokalnej kuchni, zwiedzam targowiska w poszukiwaniu miejscowych specjałów. Zeszłego lata wybraliśmy się z mężem i roczną wówczas córeczką na kemping w Chorwacji i szczerze przyznam, że na tak wspaniałym urlopie nie byłam od dawna. Była to nasza pierwsza tak daleka podróż z przyczepą kempingową, z małym dzieckiem, kompletnie bez znajomych. Na miejscu poznaliśmy fantastycznych ludzi, zwiedziliśmy niemal całą Istrię, odbyliśmy podróż szlakiem winnic i tłoczni oliwy, oczywiście z degustacją, o czym zawsze marzyłam.

Teraz, kiedy sezon urlopowy już tuż, tuż, marzę o podobnych wakacjach. Plany się jeszcze nie skrystalizowały, więc jest szansa, że uda nam się odwiedzić ojczyznę dzisiejszej bohaterki – Hispanic Barbie z 1979 roku. To moja miłość od pierwszego wejrzenia na zdjęciu i mimo, że nie mam jej oryginalnego stroju i tak pozostaje jedną z najjaśniejszych gwiazd mojego zbiorku. Oto i ona.

Jako, że dziś pogoda nas rozpieszcza od rana, Basia zażyczyła sobie śniadania na trawie. Aż się zdziwiłam, ile ona potrafi na raz zjeść! Ken w stroju służbowym ochoczo jej usługiwał.




Masaż stóp jest miły, także w trakcie jedzenia.




Kiedy tak Barbie się relaksowała, zaczęły jej przychodzić do głowy różne ciekawe myśli.




A że nie lubi odkładać niczego na później, przystąpiła do działania.


czwartek, 24 maja 2012

Sierotka

Uwaga, uwaga, piękna i rzadko spotykana Flight Time Barbie Hispanic z 1989 roku szuka nowego domu! Jest w stanie ogólnym bardzo dobrym, z zachowaną oryginalną biżuterią i ubraniem. Ma ciemne, starannie ułożone włosy (są w dwóch długościach, tak to wymyślił Mattel specjalnie do jej eleganckiej fryzury), sarnie oczy i uroczy, różowy dzióbek.
Po dokładnych oględzinach stwierdzam minimalne uchybienia, żeby nie było, że zatajam: ślad farby po niedokładnym pomalowaniu owłosionej części czaszki nad lewym uchem oraz skroni, na lewej stronie szyi i prawym boku ledwo widoczne ślady po gumie z bluzki (myłam jątylko wodą z mydłem, nie stosowałam nic agresywniejszego w obawie przed uszkodzeniem, więc pewnie zejdzie po użyciu zmywacza), ślady po mocowaniach w pudełku, o długości ok. 2 mm na nóżkach, ślad po złotej farbie pod prawym kolanem, złoty otok na czapce jest nierówno pomalowany. Najpoważniejszy mankament występuje w przypadku bluzki – warstwa gumy z biegiem lat sparciała.
Wszystkie zauważone przeze mnie wady widać na zdjęciach.

Proponuję następujące warunki sprzedaży: licytacja od dziś do niedzieli 03.06.2012, godzina 20.00, cena wywoławcza tylko 99,00 zł (porównajcie ceny z e-baya). Dla zdesperowanych opcja „kup teraz” - 160,00 zł. Cena nie obejmuje kosztów przesyłki. Licytacja w komentarzach.









sobota, 19 maja 2012

Zakupy

Trwało to ponad 8 tygodni, ale w końcu moje zakupy do mnie dotarły. Aaaale się cieszę! Jak zwykle bałam się, że utkną w urzędzie celnym, takie wielkie były te paczki. Na szczęście nikt się moją trupiarnią nie zainteresował.

Jestem w szoku, jak wiele znakomitości tym razem do mnie zawitało, bo kupowałam trochę w ciemno. Mamy tu wielkie nazwiska, są wśród nich lalki, o jakich nawet nie marzyłam, że je kiedykolwiek wezmę do ręki. Znalazły się tu też 4 panie z mojej Dream Team, pełen skład Rockersów (panowie są podwójni, ktoś ma ochotę ;)? ), ale największym zaskoczeniem jest niespodziankowy bonus od jednego ze sprzedawców – oryginalna Black Barbie!

Część z nich rozgości się u mnie, a część, mam nadzieję, spełni czyjeś marzenia i zamieszka w nowych domkach (miłośnicy moldu Oriental i Steffie mile widziani ;)).

Zakupy





Identyfikacja




Odszczurzanie – mój mąż widząc to zapytał, czy moje lalki bawią się w jakąś nową, ekstremalną, podwodną wersję słoneczka :D