- Panie Majster, tej plastikowej łeb się poluzował!
- Weź pan 30 i dokręć!
piątek, 3 sierpnia 2012
czwartek, 2 sierpnia 2012
środa, 1 sierpnia 2012
Bardzo Lalkowy Sierpień 1 - Kapelusz
Postanowiłam wziąć udział w projekcie Maveriki - Bardzo Lalkowym Sierpniu (więcej tu ). Co tu dużo mówić, tęsknię za Wami, za blogowaniem, ale nie mam czasu na pisanie długiego posta, lato ma wszak to do siebie, że bardzo wciąga i absorbuje :) Zatem do dzieła, dzisiejszy temat - kapelusz.
czwartek, 14 czerwca 2012
Nowości
Zapraszam do podstrony "Na sprzedaż", wrzuciłam tam kilka panienek, za jakiś czas pokażą się kolejne :)
wtorek, 12 czerwca 2012
Podróże małe i duże
Po czym poznać, że człowiek się
starzeje, tudzież wkracza w inny etap życia? Po sposobie podróżowania i
spędzania wakacji bądź urlopu.
We wczesnym dzieciństwie odbywało
się dalekie podróże, pełne niebezpieczeństw i emocji do osiedlowego sklepiku
tuż za rogiem. To nie żart, ileż nerwów kosztowało mnie rozbicie butelki ze śmietaną
(tak, tak, w zamierzchłych czasach mleko
i jego przetwory sprzedawano w szklanych butelkach z aluminiowymi kapslami, a
kolor i wzór na kapselku świadczył o zawartości) tuż po odejściu od kasy! Nie
mówiąc już o rumieńcu wstydu, jaki wykwitł na mojej twarzy, kiedy zapomniałam
przełożyć zakupy do siatki i pół drogi do domu pokonałam ze sklepowym koszykiem
w łapce. W tamtych czasach na wakacje Rodzice wysyłali mnie do Dziadków.
Niestety, nie na wieś, bo Babcia mieszkała dwa osiedla dalej, w tym samym
mieście, całe szczęście, że chociaż w domu z ogrodem. Były to wczasy bynajmniej
nie odchudzające. Kiedy pewnego razu Rodzice zostawili mnie Babci na dwa
tygodnie, nie byli pewni, czy odbierają tę samą dziewczynkę, bowiem z uroczego
szkieletorka z żebrami na wierzchu przeistoczyło się dziecię w małe, brązowe
(to od słońca, nie od brudu) prosiątko z dwoma zawiniętymi warkoczykami po
bokach. Ale u Babci przecież nie dało się nie jeść, bo raz, że jedzenie pyszne,
dwa, że dostępne bez przerwy, a trzy, że Babcia była zatroskana o stan mojego
zdrowia, więc co i rusz podtykała pod nos smakołyczki.
Kiedy trochę podrosłam, Rodzice
zaczęli wysyłać mnie na kolonie. A tam, jak w piosence: „na kolonii życie
płynie jak staremu po łysinie”, były i przyjaźnie, i wrogowie, śluby i rozwody,
dobrze, że nie rodziły się dzieci, choć chrzty były, obowiązkowo! I wybory
miss, i konkursy wokalne, taneczne, kąpiele w jeziorze i spacery po lesie, a
nade wszystko moja ulubiona po dziś dzień zabawa w podchody. I wieczorne
dyskoteki, pełne emocji i przytulańców. Tam wyszłam za mąż po raz pierwszy,
nawet świadectwo ślubu dostałam. Za nic nie potrafię przypomnieć sobie imienia
mojego męża. (Uświadomiłam sobie właśnie, że nie dostałam rozwodu, a że wyszłam
za mąż po raz drugi, jestem bigamistką. O ja nieszczęsna, przez te kolonie
pójdę siedzieć! )
Co dziwne, zazwyczaj wszystkie
dziewczynki kochały się w jednym koloniście, obowiązkowo sporo starszym. Czasem
obiektem uczuć bywał pan ratownik. Musiał mi zapaść głęboko w serce, bo jego
imię pamiętam za to bardzo dobrze. Być może dlatego, że ratował topielice na
dwóch koloniach, w których uczestniczyłam, widać wtedy był deficyt ratowników.
Z etapu kolonii i obozów
prześlizgnęłam się do zagranicznych wyjazdów wypoczynkowych z koleżankami.
Pieniądze na te wycieczki zbierało się przez cały rok, a i tak zazwyczaj
rodzice coś musieli dołożyć. Pamiętam emocje pierwszych samotnych wyjazdów, te
godziny spędzone w autokarach, te bolące plecy, gotowane jajka współpasażerów,
kolejki do toalet na stacjach benzynowych oraz ulgę, kiedy autobus wreszcie
przybywał do celu. A tam – hulaj dusza, piekła nie ma, za to pełno alkoholu i
śniadych obcokrajowców, którzy lubili towarzystwo jasnowłosych Słowianek. Warunkiem
udanego wypoczynku, choć z takich wakacji wracało się bardziej zmęczonym niż
przed wyjazdem, był tani hotel w nadmorskim kurorcie, koniecznie nieopodal
centrum rozrywkowego. Zamiast ciekawych obiektów architektonicznych i
naturalnych zwiedzało się okoliczne plaże za dnia i knajpy nocą, a z imprez do
hotelu wracało wraz z pierwszymi promieniami słońca.
Etap ten minął wraz z ukończeniem
studiów i rozpoczęciem dorosłego życia na własną rękę. Na urlopy od jakiegoś
czasu wybieram niewielkie hotele na skraju miejscowości, z dala od hałasu centrum
i dyskotekowego gwaru. Szczegółowo studiuję przewodniki, poszukując atrakcji w
postaci zabytków, ciekawych miejsc i wydarzeń kulturalnych. Rozkoszuję się smakami
i aromatami lokalnej kuchni, zwiedzam targowiska w poszukiwaniu miejscowych
specjałów. Zeszłego lata wybraliśmy się z mężem i roczną wówczas córeczką na
kemping w Chorwacji i szczerze przyznam, że na tak wspaniałym urlopie nie byłam
od dawna. Była to nasza pierwsza tak daleka podróż z przyczepą kempingową, z
małym dzieckiem, kompletnie bez znajomych. Na miejscu poznaliśmy fantastycznych
ludzi, zwiedziliśmy niemal całą Istrię, odbyliśmy podróż szlakiem winnic i
tłoczni oliwy, oczywiście z degustacją, o czym zawsze marzyłam.
Teraz, kiedy sezon urlopowy już
tuż, tuż, marzę o podobnych wakacjach. Plany się jeszcze nie skrystalizowały,
więc jest szansa, że uda nam się odwiedzić ojczyznę dzisiejszej bohaterki –
Hispanic Barbie z 1979 roku. To moja miłość od pierwszego wejrzenia na zdjęciu i
mimo, że nie mam jej oryginalnego stroju i tak pozostaje jedną z najjaśniejszych
gwiazd mojego zbiorku. Oto i ona.
Jako, że dziś pogoda nas rozpieszcza
od rana, Basia zażyczyła sobie śniadania na trawie. Aż się zdziwiłam, ile ona
potrafi na raz zjeść! Ken w stroju służbowym ochoczo jej usługiwał.
Masaż stóp jest miły, także w
trakcie jedzenia.
Kiedy tak Barbie się relaksowała,
zaczęły jej przychodzić do głowy różne ciekawe myśli.
A że nie lubi odkładać niczego na
później, przystąpiła do działania.
czwartek, 24 maja 2012
Sierotka
Uwaga, uwaga, piękna i rzadko spotykana Flight Time Barbie Hispanic z 1989 roku szuka nowego domu! Jest w stanie ogólnym bardzo dobrym, z zachowaną oryginalną biżuterią i ubraniem. Ma ciemne, starannie ułożone włosy (są w dwóch długościach, tak to wymyślił Mattel specjalnie do jej eleganckiej fryzury), sarnie oczy i uroczy, różowy dzióbek.
Po dokładnych oględzinach stwierdzam minimalne uchybienia, żeby nie było, że zatajam: ślad farby po niedokładnym pomalowaniu owłosionej części czaszki nad lewym uchem oraz skroni, na lewej stronie szyi i prawym boku ledwo widoczne ślady po gumie z bluzki (myłam jątylko wodą z mydłem, nie stosowałam nic agresywniejszego w obawie przed uszkodzeniem, więc pewnie zejdzie po użyciu zmywacza), ślady po mocowaniach w pudełku, o długości ok. 2 mm na nóżkach, ślad po złotej farbie pod prawym kolanem, złoty otok na czapce jest nierówno pomalowany. Najpoważniejszy mankament występuje w przypadku bluzki – warstwa gumy z biegiem lat sparciała.
Wszystkie zauważone przeze mnie wady widać na zdjęciach.
Proponuję następujące warunki sprzedaży: licytacja od dziś do niedzieli 03.06.2012, godzina 20.00, cena wywoławcza tylko 99,00 zł (porównajcie ceny z e-baya). Dla zdesperowanych opcja „kup teraz” - 160,00 zł. Cena nie obejmuje kosztów przesyłki. Licytacja w komentarzach.
sobota, 19 maja 2012
Zakupy
Trwało to ponad 8 tygodni, ale w
końcu moje zakupy do mnie dotarły. Aaaale się cieszę! Jak zwykle bałam się, że
utkną w urzędzie celnym, takie wielkie były te paczki. Na szczęście nikt się
moją trupiarnią nie zainteresował.
Jestem w szoku, jak wiele
znakomitości tym razem do mnie zawitało, bo kupowałam trochę w ciemno. Mamy tu
wielkie nazwiska, są wśród nich lalki, o jakich nawet nie marzyłam, że je
kiedykolwiek wezmę do ręki. Znalazły się tu też 4 panie z mojej Dream Team, pełen
skład Rockersów (panowie są podwójni, ktoś ma ochotę ;)? ), ale największym
zaskoczeniem jest niespodziankowy bonus od jednego ze sprzedawców – oryginalna Black
Barbie!
Część z nich rozgości się u mnie,
a część, mam nadzieję, spełni czyjeś marzenia i zamieszka w nowych domkach (miłośnicy moldu Oriental i Steffie mile widziani ;)).
Zakupy
Identyfikacja
Odszczurzanie – mój mąż widząc to
zapytał, czy moje lalki bawią się w jakąś nową, ekstremalną, podwodną wersję
słoneczka :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)