Obserwatorzy

czwartek, 17 listopada 2011

Komunistka

Co w dzisiejszych czasach dostają dzieci na Komunię? W reportażach telewizyjnych straszą rozwydrzonymi bachorami żądającymi quadów, laptopów, samochodów marki Porsche z prywatnym szoferem i nowych domów z basenami ;) Fakt faktem, że odkąd sięgam pamięcią, dzień I Komunii był ważny, okupiony całorocznym wkuwaniem katechizmu, paraliżującą spowiedzią (Czy mam powiedzieć, że tłukłam brata, czy nie? Jak ciężki to grzech? A może ksiądz mi nie da rozgrzeszenia i co wtedy? Wstyd przed Ryśkiem!), 2 godzinami stresu w czasie mszy, ale w końcu nadchodził upragniony moment, gdy było już po wszystkim i przechodziło się do kulminacyjnej części programu, czyli życzeń, kwiatków i prezentów!
Ja wiem, że dzieciom wkłada się do głów, że to nie prezenty są w tym dniu ważne, że w tej uroczystej chwili, kiedy hostia po raz pierwszy dotyka naszego języka (hm… smakuje jak wigilijny opłatek, a to heca!) przechodzimy do następnej planszy i dla Kościoła stajemy się prawie równorzędni z dorosłymi, odpowiedzialnymi za swoje dobre i złe czyny. Ale proszę mi powiedzieć, czy ośmioletnie dziecko jest w stanie zapomnieć o czekających je za chwilę przyjemnościach i w pełni skupić się na sferze sacrum? No dobrze, jestem w stanie przyjąć do wiadomości istnienie niewielkiego odsetka jednostek o wysokim stopniu uduchowienia, dla których cała otoczka jest bez znaczenia. Jednak w mojej opinii znakomita większość ośmiolatków czeka na prezenty równie intensywnie, jak podczas kolacji wigilijnej, w czasie której dzieci są często zmuszane do spróbowania każdej z dwunastu potraw, zanim będą mogły  rzucić się w wir rozwiązywania wstążek i rozszarpywania pieczołowicie otulanych ozdobnym papierem zawiniątek. (Mikołaj nie przyjdzie, jak nie zjesz jeszcze śledzia/sałatki/ryby po grecku. I nie oszukuj, masz zjeść całą łyżkę, a nie tylko jedną kosteczkę marchewki z sałatki, a resztę schować pod siankiem, widziałam!)
W maju tego roku byliśmy na komunii chrzestnej córki męża. Bardzo się ucieszyliśmy, że z prezentami trafiliśmy w dziesiątkę. (Jakże mogło być inaczej, skoro wcześniej konsultowaliśmy się z Mamą dziewczynki J). Cóż dostała? Od nas  - komórkę i zegarek na rękę, oprócz tego zestaw kina domowego, pozytywkę, aparat fotograficzny, kamerę cyfrową. Nie sądzę, żeby rodzaj prezentów drastycznie odbiegał od tych, jakie 24 lata temu dostałam ja, bowiem były to: walkman, zegarek, aparat fotograficzny, szkatułka i jeszcze jakieś, których nie pamiętam. (W tym porównaniu  musimy uwzględnić różnicę pokoleniową i obfitość półek w towary). Najbardziej wyczekiwanym prezentem była jednak ONA – prawdziwa Barbie, taka jak w katalogu OTTO z lat 1985-1986, najlepiej w pięknej sukni i kapeluszu. I co? I nic, figa z makiem, nie dostałam! Rozpacz i ubolewanie, bo zamiast jasnowłosej Barbie dostałam 10 dolarów (połowa miesięcznej wypłaty w tamtych latach, a może i więcej?), za którą sama miałam sobie płowowłosą piękność nabyć, a które rodzice zaraz skonfiskowali, bo jeszcze wydam na jakieś głupoty, a u nich przecież nie zginie. Tym samym czekałam na komunijną Barbie 2 lata, podczas których Moi Dzielni Rodzice znosili moje jęki o wymarzoną lalkę. Kiedy nadeszła w końcu wiekopomna chwila i poszłyśmy z Mamą do Pewexu, wcale nie dane mi było kupić lalki w balowej sukni i musiałam się zadowolić Barbie St. Tropez w uroczym różowo-czarnym stroju plażowym z gwiazdkami. A przecież w naszym klimacie lalka niemalże bez odzienia skazana jest na infekcje dróg oddechowych, szkorbut, koklusz, gangrenę, gruźlicę i zapewne rychłą śmierć! Ileż jest u nas ciepłych, słonecznych dni w roku? Ile więc okazji będzie miała lalka do poparadowania w swoim oryginalnym ubranku? (Bo w sukni balowej przecież chodziłaby codziennie, jak to dama, prawda?). Nic to, żal szybko minął, uprzejma Fleur pożyczyła swoje ubranka (kochaniutka, obawiam się, że Twój biust jest ciutkę za duży do mojej bluzeczki), a z Barbie spędziłyśmy wiele miłych chwil. Ponadto w stroju czy bez, była obiektem uwielbienia połowy naszego podwórka.
W roku 1987 wyglądała tak (zdjęcie bezczelnie skradzione z e-baya):


A teraz wygląda tak:




Jej oryginalny strój zaginął, stąd też ubrałam ją we własnoręcznie wykonaną szydełkową sukienkę do kompletu z bolerkiem. W takim ubraniu spokojnie może spędzić resztę swojego lalczanego życia J

7 komentarzy:

  1. Wyczuwam duży potencjał literacki. Może to podobny wiek, może to Twój urok a może to Maybelline...(???)...dlatego dodaję Twój blog do obserwowanych u siebie. Podoba mi się styl "słowa pisanego" :) Podobny uprawiam na moim blogu. Gratuluję ciekawego wpisu i czekam na więcej.

    Ps. Właśnie przypomniałem sobie jak na komunię dostałem wymarzony rower "BMX". (...a taki był ładny, "AMERYKANSKY"...chyba a może chiński - sam nie wiem? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpis nostalgiczny :) A Barbie uchowała się w świetnym stanie i kieckę ma świetną, choć nieoryginalną.
    Też z chęcią dodałabym cię do "obserwowanych", ale z racji reklamowania na "Dollandzie" swoich blogów pornograficznych pewnie zrobiłabym ci tym więcej krzywdy niż przysporzyła korzyści.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, jeśli za twoich czasów dostałaś aparat, to ja może nie tyle ucierpiałem, bo dostałem rower, coś na wzór gameboya, zegarek i mase słodkości, od których oczywiściue bolą zęby ( nie żebym przestrzegał kogokolwiek ;p).
    Ale patrząc na to co teraz się dzieje... czyt. Sale na komunie, kuady, laptopy... czasami zdarza się, że dorośli sobie nawet cos chlapną... no cóż czasy się zmieniają...
    Ale takie porównanie... ja miałem gorszą 18stkę niż nie jedno pierwszokomiunijne teraźniejsze dziecko....
    A lala bardzo ładna... i faktycznie nasz klimat portafi naprawdę dać przysłowiowo "po dupie" :)(

    OdpowiedzUsuń
  4. aaa to ja dollbby ;p bo się nie zalogowałem ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj fakt, czasy się zmieniają- ja dostałam złote precjoza i trochę gotówki, która została "rodzinnie" wydana na namiot... A lala całkiem nieźle zachowana, jak na dziecięcą ukochaną pamiątkę- podoba mi się jej ubranko:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm... Ja dostałam komputer, aparat, i mnostwo biżuterii. I właściwie szczęśliwa nie byłam, bo wtedy byłam za mała na takie prezenty. Dzieci na komunię powinny dostać zabawki i tyle!A lalka jest przepiękna i ma ładną sukienkę :) Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoja lalka mimo upływu lat i braku ubranka nadal jest w świetnym stanie :)
    Ja na swoją komunię wprawdzie dostałam lalkę, ale byłam wielce rozczarowana, że to nie markowa Barbie. Zwłaszcza że na drugi dzień w szkole koleżanki chwaliły się takimi jak Magic Dance czy Western Fun :) Ale teraz to staram się nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń