Obserwatorzy

sobota, 3 listopada 2012

Męski protoplasta

O prawdziwą Barbie w latach 80 było ciężko. Marzyły o niej stada, posiadali nieliczni. O wiele częściej w przeciętnym domu można było spotkać Petry, Fleur i Diany, później naszą swojską Lizę, niż Barbie. Teraz jest wprost przeciwnie, prawda?

O ile jednak przedstawicielki płci pięknej różnych marek przewalały się wśród zabawkowego tałatajstwa, no może „przewalały” to niezbyt trafne słowo, bo były czczone niczym boginie, zajmując honorowe miejsce wśród zabawkowego pospólstwa, o tyle o partnera dla długonogiej plastikowej panienki było trudno. Prędzej już rosły w siłę zastępy wyszczerzonych w uśmiechu blondynek, z rzadka jeno przetykanych ciemniejszym odcieniem włosów, niźli miałby dołączyć do haremu (a może objąć w nim władzę?) plastikowy lalek płci męskiej. Bo nawet jeśli już jakiś Ken się w Peweksie pojawił (a to niestety było rzadkością), to dziewczynki i tak wolały mieć drugą (i kolejną), nowiutką, różowiutką Barbie z grzebykiem i bucikami na obcasach. No, może przy dwudziestej z kolei by się zastanowiły dwa razy, ale takich koleżanek to ja nie miałam. Miały jedną Barbie, góra dwie i cały worek niespełnionych marzeń o następnych. Ken musiałby długo czekać na swoją kolej. Tylko moja kochana kuzynka dostała od swojej cioci z RFN zestaw Kena z dzidziusiem, na widok którego wyszły mi oczy z orbit. Była jedyną znaną mi osobą, która miała Kena, przy czym absolutnie bez znaczenia jest, że to nie był Ken, tylko tatuś Heart.

Brak Kena absolutnie nie wynikał z braku potrzeby jego posiadania. Przecież w lalkowym świecie był on niezbędny, na przykład do: zapewnienia bytu rodzinie, wychodzenia rano do pracy, przynoszenia Barbie śniadania do łóżka, tańczenia z nią na balu, prawienia komplementów, wspólnych wypadów na kolację i do kina, czy ratowania z opresji. Ileż można udawać, że ta druga blondyna, która chwilowo zastępuje nieobecnego, nie ma biustu? Albo że ten karzełek nie jest skrzatem, tylko przystojnym, wysokim brunetem wieczorową porą? Albo że Ken akurat wyszedł wynieść śmieci i wróci niebawem? Bo jak to: śmieci w kinie? Albo na balu? To się przecież kupy nie trzyma.

Dziecięca wyobraźnia nie zna granic, to prawda. Kiedy więc znużyło mnie przerabianie Fleur na chłopaka (tym bardziej, że nie miała garnituru i na bal szła w dresach, a fuj!), powstał nowy pomysł. Fleur odzyskała miano siostry Barbie, za to pojawił się on, wcielając od razu w rolę gwałciciela, który zaczaił się na biedną, niczego niepodejrzewającą Barbie w ciemnym parku, by ją dopaść, kiedy wracała z lekcji gry na fortepianie. (W dzieciństwie absolutnie nie wiedziałam, na czym gwałt polega oprócz tego, że to coś strasznego i trzeba szybko uciekać. Prawdopodobnie mogło chodzić o wydłubywanie oczu i ucinanie języka.)

Uwaga proszę państwa, proszę państwa uwaga! Oto on – złoczyńca we własnej osobie, który później zrehabilitował się i został mianowany narzeczonym Barbie (Z uwagi na porażającą fizjonomię – zdjęcia są tylko dla ludzi o mocnych nerwach).




 

A jako, że przez kilka lat zazdrościłam mojej kuzynce jej przystojnego Kena vel Tatusia Heart , nie omieszkałam go sobie odkupić i teraz MAM, HA!



 

11 komentarzy:

  1. że tak powiem - "z dwojga złego" to ja już wybieram PSIAKA,hahahha :P Pan Keniu strasznie przystojny,ale piesio jest różowy! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O rety, rety! Dotknęłaś tematu rzeki. Brak męskich osobników o lalczanej proweniencji był bolesny dla większości posiadaczy różowych landrynek.
    Chłopaka Barbie grał u mnie uszyty przez mamę strażak o wymiarach, które pasowały do blondyny. Do gwałtu się nie posuwał, panna leciała na niego sama :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Barbie, pewnie zwiewała za każdym razem;)Czy zawsze jej się udawało?

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo przystojny ten różowofutry jegomość ^^ U mnie faceta odgrywała większa od Barbie lalka z krótkimi włosami. Uważałam, że jest tak brzydka, że może być facetem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ ten tatuśko przystojny! Właśnie się za takim rozglądam...
    A ten Różowofutry, jak go poetycko określiłam Lunarh- jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  6. W dzieciństwie dziewczynki może za lalkami facetami nie przepadają ale za to kiedy dorosną, to każda chce mieć Kena (faceta idealnego - najlepiej męskiego, silnego, bogatego, zaradnego, co umie gotować, sprząta, pierze, wychowuje dzieci, zabiera swoją żoncie do restauracji zaraz po tym jak skończy trening na siłowni, co dzień biega po kwiaty i czekoladki, daje drogie prezenty, kocha, nie patrzy na inne laseczki, jest wierny, wrażliwy a zarazem szorstki, wymuskany i pachnący ale tak żeby nie był zniewieściały itd...) Więc w konsekwencji wychodzi na to, że prędzej czy później każda marzy o Kenie... To tylko kwestia czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, bardzo ciekawy punkt widzenia! jestem ciekawa kiedy u mnie przyjdzie ten moment w takim razie ;)

      Usuń
  7. pierwszy Pan dużo atrakcyjniejszy od drugiego :D bez wątpienia wolałabym jego ~
    huh,nigdy nie przyszło mi do głowy przebierać lalki-dziewczyny za mężczyznę @@ do czasu gdy trafiła mi sie pierwsza lalka płci męskiej, harleyowiec Kevin Simby lalki mojej siostry i moje były albo singielkami albo lesbijkami (chyba od zawsze miałam w dużym poważaniu podstawową komórkę społeczeństwa polskiego XD )
    miałaś świetną wyobraźnię, bardzo rozwiniętą!

    OdpowiedzUsuń
  8. W latach 90 Keni już się pojawiali na sklepowych półkach, ale też zbyt wielu ich nie było... Jako mała dziewczynka baaardzo chciałam mieć chociażby jednego przedstawiciela płci męskiej! Ponieważ żaden nie pojawiał się na horyzoncie trzeba było go zrobić z jakiejś Barbie! Lalkę ogoliłam na jeża, niestety cały czas "chodził" goły, bo nie miałam w zanadrzu męskich ubranek... Z upływem czasu wydaje mi się, że pomysł z Pluszakiem jest o niebo lepszy! Szkoda, że sama na to nie wpadłam będąc mała, nie zniszczyłabym jednej z lalek xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Na widok tego czerwonego samczyka przypomniał mi się mój ukochany z dzieciństwa maskotkowy piesek, którego nazwałam Pankracy XD.
    Za Kena nigdy nie robił, bo moje barbiowate dosyć szybko dorobiły się swojego Freda :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uspokoiłaś mnie, bałam się, że jako jedyna zmuszałam moją lalkę (Sindy) do zoofilskich zachowań. Był taki jeden, Gepard się nazywał...i miał cudowne wcięcie w talii. I szeroką, męską klatę. Oraz futro.

    OdpowiedzUsuń