Obserwatorzy

wtorek, 12 czerwca 2012

Podróże małe i duże


Po czym poznać, że człowiek się starzeje, tudzież wkracza w inny etap życia? Po sposobie podróżowania i spędzania wakacji bądź urlopu.

We wczesnym dzieciństwie odbywało się dalekie podróże, pełne niebezpieczeństw i emocji do osiedlowego sklepiku tuż za rogiem. To nie żart, ileż nerwów kosztowało mnie rozbicie butelki ze śmietaną  (tak, tak, w zamierzchłych czasach mleko i jego przetwory sprzedawano w szklanych butelkach z aluminiowymi kapslami, a kolor i wzór na kapselku świadczył o zawartości) tuż po odejściu od kasy! Nie mówiąc już o rumieńcu wstydu, jaki wykwitł na mojej twarzy, kiedy zapomniałam przełożyć zakupy do siatki i pół drogi do domu pokonałam ze sklepowym koszykiem w łapce. W tamtych czasach na wakacje Rodzice wysyłali mnie do Dziadków. Niestety, nie na wieś, bo Babcia mieszkała dwa osiedla dalej, w tym samym mieście, całe szczęście, że chociaż w domu z ogrodem. Były to wczasy bynajmniej nie odchudzające. Kiedy pewnego razu Rodzice zostawili mnie Babci na dwa tygodnie, nie byli pewni, czy odbierają tę samą dziewczynkę, bowiem z uroczego szkieletorka z żebrami na wierzchu przeistoczyło się dziecię w małe, brązowe (to od słońca, nie od brudu) prosiątko z dwoma zawiniętymi warkoczykami po bokach. Ale u Babci przecież nie dało się nie jeść, bo raz, że jedzenie pyszne, dwa, że dostępne bez przerwy, a trzy, że Babcia była zatroskana o stan mojego zdrowia, więc co i rusz podtykała pod nos smakołyczki.

Kiedy trochę podrosłam, Rodzice zaczęli wysyłać mnie na kolonie. A tam, jak w piosence: „na kolonii życie płynie jak staremu po łysinie”, były i przyjaźnie, i wrogowie, śluby i rozwody, dobrze, że nie rodziły się dzieci, choć chrzty były, obowiązkowo! I wybory miss, i konkursy wokalne, taneczne, kąpiele w jeziorze i spacery po lesie, a nade wszystko moja ulubiona po dziś dzień zabawa w podchody. I wieczorne dyskoteki, pełne emocji i przytulańców. Tam wyszłam za mąż po raz pierwszy, nawet świadectwo ślubu dostałam. Za nic nie potrafię przypomnieć sobie imienia mojego męża. (Uświadomiłam sobie właśnie, że nie dostałam rozwodu, a że wyszłam za mąż po raz drugi, jestem bigamistką. O ja nieszczęsna, przez te kolonie pójdę siedzieć! )

Co dziwne, zazwyczaj wszystkie dziewczynki kochały się w jednym koloniście, obowiązkowo sporo starszym. Czasem obiektem uczuć bywał pan ratownik. Musiał mi zapaść głęboko w serce, bo jego imię pamiętam za to bardzo dobrze. Być może dlatego, że ratował topielice na dwóch koloniach, w których uczestniczyłam, widać wtedy był deficyt ratowników.

Z etapu kolonii i obozów prześlizgnęłam się do zagranicznych wyjazdów wypoczynkowych z koleżankami. Pieniądze na te wycieczki zbierało się przez cały rok, a i tak zazwyczaj rodzice coś musieli dołożyć. Pamiętam emocje pierwszych samotnych wyjazdów, te godziny spędzone w autokarach, te bolące plecy, gotowane jajka współpasażerów, kolejki do toalet na stacjach benzynowych oraz ulgę, kiedy autobus wreszcie przybywał do celu. A tam – hulaj dusza, piekła nie ma, za to pełno alkoholu i śniadych obcokrajowców, którzy lubili towarzystwo jasnowłosych Słowianek. Warunkiem udanego wypoczynku, choć z takich wakacji wracało się bardziej zmęczonym niż przed wyjazdem, był tani hotel w nadmorskim kurorcie, koniecznie nieopodal centrum rozrywkowego. Zamiast ciekawych obiektów architektonicznych i naturalnych zwiedzało się okoliczne plaże za dnia i knajpy nocą, a z imprez do hotelu wracało wraz z pierwszymi promieniami słońca.

Etap ten minął wraz z ukończeniem studiów i rozpoczęciem dorosłego życia na własną rękę. Na urlopy od jakiegoś czasu wybieram niewielkie hotele na skraju miejscowości, z dala od hałasu centrum i dyskotekowego gwaru. Szczegółowo studiuję przewodniki, poszukując atrakcji w postaci zabytków, ciekawych miejsc i wydarzeń kulturalnych. Rozkoszuję się smakami i aromatami lokalnej kuchni, zwiedzam targowiska w poszukiwaniu miejscowych specjałów. Zeszłego lata wybraliśmy się z mężem i roczną wówczas córeczką na kemping w Chorwacji i szczerze przyznam, że na tak wspaniałym urlopie nie byłam od dawna. Była to nasza pierwsza tak daleka podróż z przyczepą kempingową, z małym dzieckiem, kompletnie bez znajomych. Na miejscu poznaliśmy fantastycznych ludzi, zwiedziliśmy niemal całą Istrię, odbyliśmy podróż szlakiem winnic i tłoczni oliwy, oczywiście z degustacją, o czym zawsze marzyłam.

Teraz, kiedy sezon urlopowy już tuż, tuż, marzę o podobnych wakacjach. Plany się jeszcze nie skrystalizowały, więc jest szansa, że uda nam się odwiedzić ojczyznę dzisiejszej bohaterki – Hispanic Barbie z 1979 roku. To moja miłość od pierwszego wejrzenia na zdjęciu i mimo, że nie mam jej oryginalnego stroju i tak pozostaje jedną z najjaśniejszych gwiazd mojego zbiorku. Oto i ona.

Jako, że dziś pogoda nas rozpieszcza od rana, Basia zażyczyła sobie śniadania na trawie. Aż się zdziwiłam, ile ona potrafi na raz zjeść! Ken w stroju służbowym ochoczo jej usługiwał.




Masaż stóp jest miły, także w trakcie jedzenia.




Kiedy tak Barbie się relaksowała, zaczęły jej przychodzić do głowy różne ciekawe myśli.




A że nie lubi odkładać niczego na później, przystąpiła do działania.


20 komentarzy:

  1. Oj i ja pamiętam te butelkowane mleko i oranżadę zamykaną taką zatyczką obracaną na drucie (czy ten dynks ma w ogóle jakąś nazwę?). uh, facet w fartuszku podający śniadanko... kosmate myśli przychodzą do głowy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Butelki z taką zatyczką są doskonałe na nalewki! Teraz można tylko piwo w takich kupić.

      Usuń
  2. Wspaniale opisujesz znane mi z mojego życia fakty ;-).
    A tam u Ciebie na podwórku nieźle się musiało później dziać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj działo się, działo, aż dyskretnie się usunęłam z miejsca akcji ;)

      Usuń
  3. Czytając Twój wpis miałem wrażenie, że czytam swoją biografię, ale chyba każdy z "naszych czasów" tak będzie odczuwał.

    Mleko na kapsle, których kolor świadczył o zawartości tłuszczu i stres czy doniesie się w całości. Szło się z pustą, wracało z pełną (chyba, że się wypiło pół po drodze z siostrą).

    Wyjazdy do babci to było coś. Do tej pory pamiętam każdą chwilę i poczęstunki. Moja ulubiona "przystawka" to chleb ze śmietaną i cukrem.

    Gdy miałem 20 lat wyprowadziłem się z domu rodzinnego do Trójmiasta, tam studia, zarobki na wyjazdy, imprezy itd.

    Teraz też wolę campingi i nawet ostatnio byłem na dwóch takich z moimi "Gotowymi", jednakże nad naszym polskim morzem. :D

    Kena mam u siebie, ale on woli swoją Rockers. :)
    Hispanic Barbie muszę upolować, bo jest śliczna i pochodzi z mojego rocznika. :D

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce lubię jeździć nad jezioro, gdzie dla siebie mam prawie 2 ha ziemi (ma się znajomości, a co!). Ciekawa jestem jednak polskich kempingów, chociaż te nadmorskie straszą nieco cenami. Sam pobyt w Chorwacji, bez kosztów dojazdu wynosił tyle, ile w Polsce, a na południu Europy pogoda jednak pewniejsza.
      Mój Ken to bawidamek, co i rusz którąś z Basiek podrywa, w końcu jako gwiazda zespołu rockowego może w laskach przebierać :D Basia ma go w nosie i zajmuje się swoimi sprawami ;)

      Usuń
  4. Ech samo życie. ja też już jestem na etapie powolnego rozkoszowania sie lokalnym klimatem :)

    Co do Barbie.. cóż - przez żołądek do serca :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje wspomnienia zaczynają się dopiero od kolonii, przez wakacje i szalone imprezy :) Ostatnimi laty zupełnie nie wyobrażam sobie wakacji bez wyjazdów do Chorwacji - i to właśnie droga samochodem dodaje jej najwięcej uroku :) Jest to tak przyjazny kraj, że można się tam czuć jak w drugim domu, a klimat, widoki i ciepłe morze są warte wszystkiego! Szczerze mogę Ci polecić wyjazd bardziej na południe - Dalmacja jest równie piękna, jeśli nie piękniejsza od Istrii. No i tam jest równie wiele wspaniałych miejsc do zobaczenia :)

    Hispanic Barbie to lalka, którą muszę zdobyć! Jest nieziemska! A co to za sukienka? Sama ją uszyłaś czy jest od jakiejś innej lalki - prześliczna jest!
    A śniadanie na trawie... - widać do czego prowadzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, uwielbiam tę kieckę i uważam, że wyjątkowo pasuje Hispanic. Niestety brak mi talentu krawieckiego, żeby taką uszyć, dostałam ją w paczce z lalkami i ciuchami, jaka ostatnio do mnie przypłynęła.

      Usuń
  6. Wraz z mijającymi latami coraz bardziej cenimy sobie spokojne wakacje w oddaleniu od "centrów rozrywki". Pewnie dlatego ludzie w moim wieku są postrzegani przez młodych jako starzy nudziarze :) Każdy wiek ma swoje prawa.
    W tym roku mam nadzieję na wyjazd w góry i maksymalne sfatygowanie się na szlakach, naładowanie widokami i obżarstwo serowe. Miejsca zatłoczone ludźmi raczej będę omijać. Mam nadzieję, że po raz pierwszy uda mi się zabrać w podróż jakąś lalkę i przełamać strach przed robieniem jej sesji w obecności nieznajomych ludzi. Chciałabym, żeby była to plastikowa dama choć trochę podobna do Twojej "Hispanic".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki typ wędrowniczka z Ciebie? Góry lubię, szczególnie wiosną. Moja najpiękniejsza wycieczka piesza miała miejsce w wąwozie Samaria na Krecie, szczerze polecam! Może nie są to jakieś wysokie góry, ale i widoki, i wrażenia niezapomniane!

      Usuń
  7. Oj to prawda, ludzie koło trzydziestki i po niej.. będą mieli dokładnie takie same wspomnienia jak Ty. Ja jestem żonaty z amerykanką o imieniu Oliv a nasz ślub miał miejsce w Czechach, jakieś 20 lat temu ...romantycznie co nie? Pamiętam, że po zawarciu małżeństwa musieliśmy przypieczętować nasz związek... tyle, że wtedy polegało to na zjedzeniu łyżki mikstury, która była wykonana z dżemu, oliwy i musztardy...Cóż, nikt nie mówił, że małżeństwo to łatwa sprawa :) Pamiętam również te szklane butelki na mleko i śmietanę, z żółtymi i niebieskimi "korkami" - chociaż w sumie to były takie sreberka. Oj to były czasy... Pamiętam jak w wieku 19 lat wyjechałem na studia od tamtego czasu zmieniłem mieszkanie 6 razy. Już pięć lat po studiach, jedna praca, druga praca, czas leci tak niemiłosiernie szybko...Czasem się zastanawiam nad tym wszystkim bo pamiętam jak uwielbiałem się bawić u babci na strychu, gdzie była sterta różnych rzeczy, które można było przeglądać do woli i spędzać godziny na zabawie... Jazda na rowerze, łąka a potem pierożki na obiad z serem robione przez babcię... Boże, kiedy to minęło? A teraz...rachunki, korki na mieście, ciągle jakieś problemy, jak nie z kasą, to ze zdrowiem bliskich...a wczasy - czasem mam wrażenie, że bardziej wracam zmęczony niż wypoczęty, trzeba zorganizować, dojechać, zarobić...20 lat temu życie było prostsze, chociaż z drugiej strony nie chciałbym go przeżywać jeszcze raz...oj NIE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz wiem, skąd masz tyle fajnych lalek! Pewnie żona ze Stanów Ci przysyła ;)

      Usuń
  8. Do dziś brakuje mi szklanych butelek po mleku czy kefirze. I było ekologiczne, bo szkło było na wymianę :)
    A lalka piękna. Aż się obśliniłam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się dziwię, dlaczego butelki zwrotne funkcjonują w przypadku piwa, ale napojów mlecznych to już nie. Rozum każe poszukiwać lobby producentów opakowań, szkoda tylko, że w imię kasy odeszło się od starych, dobrych rozwiązań.

      Usuń
  9. Az milo wracać myślą do tamtych czasów :)

    laleczki śliczne!!!!i jaka romantyczna sceneria ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie fajne fotki ;D. Śniadanko mnie rozwaliło :D.

    OdpowiedzUsuń
  11. Fantastyczny strój służbowy! :-D
    Podoba mi się też sukienka - zdradzisz jej pochodzenie?

    OdpowiedzUsuń