Obserwatorzy

środa, 23 listopada 2011

Podaruj mi trochę słońca

A co by było, gdyby listopad wyrzucić z kalendarza? Gdyby zamiast niego wstawić lipiec, w końcu też na "l"? Od kilku tygodni jest tak smętnie, szaro, buro, ponuro, że nosa się nie chce z domu wystawiać. Do tego okropna mżawka, jakby się nie mogli w górze zdecydować, czy chlusnąć i lunąć, czy może jednak nie. Ale tak w listopadzie to by jednak wypadało, chociaż trochę, choć odrobinkę... No to pada.

Z drugiej strony listopadowe wieczory, ciągnące się jak przeterminowane żelki - ciągutki motywują do szukania sobie zajęć. Kiedy dochodzi się do wniosku, że w domu nic dobrego już zdarzyć się nie może (Bo czy sprzątanie jest dobre? Chałupa aż się prosi o odszczurzenie, ale Bożesz Ty mój, jak ja nie mam na nic siły, może samo się sprzątnie? Hmmm... a może ciasto? Ciasto zawsze poprawia humor, ale tu znowu trzeba graty wyciągać, potem myć i chować, nieeee, za dużo fatygi!), wychodzi się do ludzi. Jest bowiem szansa, że u innych będzie i czysto, i smakowicie ;)

Po namyśle, kogo by tu uraczyć swoim jakże miłym i nienachalnym towarzystwem ;) wybór padł  na brata ciotecznego i jego rodzinę. Dawno się nie widzieliśmy, dzieci szybko rosną, wszyscy się lubimy i cieszymy ze swojego towarzystwa, a co najważniejsze – mieszkają stosunkowo niedaleko, więc nie spędzimy godziny na jeździe z naszego odludzia w kierunku cywilizacji. Zapakowałam więc Pizzę Margharitę oraz Małża i pojechaliśmy, uprzedziwszy zainteresowanych odpowiednio wcześniej, co by nie narazić się na jazdę na próżno i całowanie klamek (W końcu na klamkach aż się roi od bakterii. Tak samo na klawiaturach, nie mówiąc już o komórkach, kalkulatorach i pieniądzach. A podobno na orzeszkach w knajpie, którymi częstować się mogą wszyscy goście, wytrawni badacze potrafią znaleźć kilka rodzajów moczu! Smacznego :)).
Było bardzo miło, tematów do rozmowy jak zwykle sporo, dzieci brata pięknie się bawiły z moją córką. Mile mnie połechtali zdziwieniem, jaka to ona samodzielna, jak pięknie już chodzi, mówi swoje pierwsze słowa i z jakim apetytem wcina kiełbasę :D Ale czas leciał, a ja miałam małą sprawę do załatwienia. Bo skoro brat ma kilkunastoletnią córkę, to przy odrobinie szczęścia ma też ona Barbie. A przy pełni szczęścia może się już nią nie bawi i może zechce oddać? Wiem, wiem, jestem okropna, ciocia samo zło, żeby dziecku lalki zabierać!
Okazało się, że lalki owszem są, zażądałam więc pokazania :D Oczywiście najpierw pochwaliłam się moim nowym hobby, czyli zbieractwem, wywołując niekłamane zdziwienie i już nie ironiczne uśmieszki, ale porządny, gromki rechot z głębi trzewi :D Czegóż się jednak nie robi, jeśli istnieje choćby cień możliwości objęcia w posiadanie mrocznego obiektu pożądania? Po wyjęciu lalek nowszych, o których od razu wypowiedziałam się, że ładne, owszem, zadbane, owszem, ale dla mnie kompletnie nieinteresujące (jak może mnie interesować jakaś para: Troll i Gabriella z HSM, skoro „high” kojarzy mi się głownie jako „stan odurzenia”, a SM z khem… wiadomo z czym), ze strychu przymaszerowało pudełko ze starszymi nabytkami. I tu na uwagę zasługiwała jedna panienka, o znamiennych sygnaturach i moldzie Superstar J Należała pierwotnie do siostry żony męża i była w zadziwiająco dobrym stanie. Przyznać tu zdecydowanie trzeba, że moja nie taka już mała bratanica o swoje lalki dbała. Miały lekko zmechacone włosy, ale nic poza tym. Żadnych pogryzionych kończyn, czy urwanych głów.
Wzięłam do domu kilkulalkową gromadkę celem odświeżenia. Dostałam pełne przyzwolenie na jakiekolwiek metamorfozy, bowiem prawdziwe zainteresowanie właścicielki, nie wiedzieć czemu, wzbudza tylko ta dziwna parka z HSM. W sekrecie powiem, że istnieje szansa na to, że lalki zostaną u mnie, ale mnie zależy tylko na jednej: Sun Sensation Barbie z 1991 roku.
Tak wyglądała w oryginalnym stroju i biżuterii (uwaga! Kradnę z e-baya!):

A tak wygląda teraz:





A tu jeszcze zdjęcie całego stadka, które do mnie zawędrowało, już po spa. Trzymam kciuki, żeby jedna z jego przedstawicielek została tu na dłużej.

6 komentarzy:

  1. Ohohoho! - jakbym siebie widziała! Ja ostatnio odwaliłam numer w popularnym sklepie z meblami, gdzie jest wydzielony specjalny kącik dla dzieci - a w nim - pudełko z zabawkami. W pudełku był stary, "wielkogłowy" i nieco zużyty klon lalki Sindy, który od razu mi wpadł w oko. Trochę łykając wstyd wygrzebałam ją spod klocków i nowszych lal i poszłam zapytać w dziale sprzedaży, czy można byłoby ją odkupić, bo zbieram stare lale itp. itp. Kobitka przy kasie trochę zgłupiała, kiedy usłyszała prośbę, ale poradziła się koleżanek i stwierdziła, że "klient nasz pan" - tak więc lalka jest już u mnie! Dzieciaki będą musiały się czym innym bawić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha teksty mnie powalają ;D Masz coś w stylu pisania ze starej zgredziny xD A panny śuper - ja tez mam czasami nawyk pytania o lalki znajomych xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny tekst bardzo miło się go czyta :)
    U mnie na blogu też lecą lalki z plaży, to w sumie fajny pomysł by się rozgrzać w tą durną pogodę. :)
    Sensation Barbie, mam w zbiorze, trafiła do mnie na samym początku przygody z lalkami, ma przepiękny rysunek oka i świetny make-up. Super jej dobrałaś kieckę!
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie zachwyciło jak się jej ładnie włoski błyszczą. O tak, to na pewno jest lalka przy której czuje się powiew lata.
    Trzymam kciuki za pozostanie na stałe nowej lokatorki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, skąd to znam:D Też swego czasu wybrałam się z rodzinną wycieczką z niecnym celem "ograbienia" bratanicy z kilku lalek. Śliczne zdobycze, oby została u Ciebie ta jedna- chociaż brunetki też smakowite;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powtórzę po poprzednikach: bardzo fajnie się czytało :) Z tych lalek szczególnie podoba mi się mulatka i właśnie Sun Sensation. Życzę, żeby chociaż ta jedna została u Ciebie :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń